Dzięki zaangażowaniu i staraniom E. Łozowickiej -Krzywonos udało się zorganizować wyjazd sekcji malarskiej na wystawę „Frida Kahlo i Diego Rivera”, którą obejrzeliśmy w Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu. Organizatorzy zaprezentowali dzieła nie tylko meksykańskiej malarki. Można tu również zobaczyć obrazy i rysunki Diego Rivery (męża Fridy), zdjęcia Bernice Kolko (która fotografowała Fridę Kahlo), malarstwo i grafiki Fanny Rabel (która była uczennicą Fridy) oraz współczesną sztukę meksykańską z Muzeum Narodowego w Warszawie.
Wystawa opowiada historię związku Fridy i Diego, ich wspólnego życia pełnego rozstań i powrotów. Frida Kahlo – swój ból przelewała na płótno. Temat poronienia jest częsty w jej pracach, ponieważ w wyniku wypadku sama nie mogła zostać matką. Zobaczyliśmy jej niesamowite obrazy, w których aspekty cielesne przeplatają się z formami natury, przez co powstaje wizja świata, gdzie ziemia, rośliny, zwierzęta i ludzie spleceni są w odwiecznym tańcu życia i śmierci. Sztuka była dla malarki rodzajem terapii. Jak zwierzyła się przyjaciółce: „Moje malarstwo niesie w sobie przesłanie bólu… Malarstwo dopełnione życiem. Straciłam troje dzieci. Obrazy zastąpiły to wszystko. Wierzę, że najlepszym wyjściem jest praca”. Artystka, słynąca z jaskrawych autoportretów, fanka sztuki Diego Rivery i gorąca zwolenniczka rewolucji wciąż zaskakuje oglądających jej obrazy (nas także), budzi wielkie emocje, a ich folklorystyczny charakter i oprawy z muszli, aksamitu czy gipsu sprawiają wrażenie pewnej jarmarczności. Dla Fridy sztuka była pasją, nie zabiegała o uznanie i pieniądze. Kariera jej nie interesowała. Uważała, że jej obrazy mogą interesować tylko ją, co jest nieprawdą. Zgodnie stwierdziliśmy, że jest jedyna, niepowtarzalna, wielka w swoim rzemiośle, a jej płótna są pełne tragizmu i symboliki. Ta kobieta pełna pasji i namiętności, jak również właścicielka niezwykłej urody (autoportrety), urzekła nie tylko życiem ale i talentem. Natura towarzyszy Fridzie do końca, jest źródłem radości, ale też więzi, uwiera (jak jej chore ciało), zadaje ból, rani, jak cierniowy naszyjnik w autoportrecie z 1940 roku czy w obrazie „Niech żyje życie” (ten z arbuzami).
Z pewnością nasz wyjazd to nie tylko ekscytująca przygoda z meksykańską kulturą, ale też kolejna lekcja malarstwa, która na długo pozostanie w naszej pamięci.
Na koniec mała dygresja. Mało kto wie, że Frida i Diego pisali książkę kucharską. Ciekawe, czy malarce trafiło się ratować przesoloną zupę ziemniakiem, czy znalazła na to sposób, ale to już inna historia. Zainteresowanym życiem artystki polecam ciekawą jej biografię: H. Herrera „Frida. Życie i twórczość Fridy Kahlo” oraz film z Salmą Hayek w roli głównej pt.„Frida”.
D.B.