Tradycja kąpieli w lodowatej wodzie sięga bodajże … średniowiecza. Zwolennicy szeroko rozwodzą się nad jej korzyściami zdrowotnymi, odczuwalnym przypływem energii, poprawą ogólnego samopoczucia, urody i wyglądu.
Mają rację, ale jak tu się rozebrać na mrozie , jak wejść do wody, jak się w niej zanurzyć, pobyć, a potem wyjść ociekając wodą? A jednak można!
Udowodniła to kolejna słuchaczka MYŚLIBORSKIEGO UNIWERSYTETU TRZECIEGO WIEKU – URSZULA DŁUGOSZ. Z kronikarskiego obowiązku odnotuję, że od 4 lat morsuje nasza BOŻENA WIERUCKA, dość długo morsowała nasza MIROSŁAWA ROMISZEWSKA, a ostatnio odważną decyzję podjęła ULA. Dzisiaj to jej trzeci raz!
– Marzyłam o tym od pewnego czasu, ale jak dzieci kupiły mi pod choinkę potrzebne akcesoria, nie miałam wyjścia – mówi ULKA. Jest parę grup morsów – jedni kąpią się o godz. 7 rano, inni o 12- tej, nawet o 19- tej w środy, soboty, niedziele. Ula wybrała sobotę o 15- tej. Poszłam – ciepło ubrana – aby kibicować!
Nie wolno bez rozgrzewki i samemu, ze względu na bezpieczeństwo, wchodzić do lodowatej wody. Ula była w towarzystwie pana ANDRZEJA, który, w lodzie, siekierą wyrąbał drogę do głębszej wody. Co widziałam, udokumentowałam i pokazuję innym.
BRAWO ULA!
Maria Prymakowska – Paluch